Mały kryzysowy wpis
Przychodzi ten moment ze nawet ja sobie chwile pomarudze. Mąż był tydzien w domu. Siedzial na telefonie, realizowal moje zlecenia, troche brzydkich słów poleciało. A i tak fachowcy po kilkunastu telefonach dalej nie zrealizowali co mieli.przekladane kilka razy i dalej nie ma.i gdyby nie to ze wszystko mi sie obsuwa to by byl smuteczek.
Poki co wydalam pieniadze, leza mi materialy w domu i polozyc nie moge bo czekam na hydraulika elektryka i kafelkarza.
Jeden sukces. Płytki przyjechaly o czasie bo.inaczej bym sie poplakala jakbym miala nosic sama 30 kg razy 50. A tak jak był maz zaniosł i potraktował jako trening.
Dalej maluje moja dzika przestrzeń.po troszeczku. Przynajmniej widac efekt. Ale farby idzie jak wody. A tu kasa sie konczy.bopowinnam miec juz podlogi zeby starac sie o trzecia transze. A ja kupuje i zamawiam juz praktycznie wszystko na ostatni etapkuchnia w trakcie, drzwi trzy pary zamowionr, elewacja zaraz. A nie.moge ruszyc z durnymi podłogami...
Plyteczji na pocieszenie.aleale wedlug mnie juz powinny sie kłaść..
I maznelam sobie kawalek antresoli, maluje juz własciwie dla relaksu...