Zanim przejdę do wpisów z postępów, z tego co się u nas działo, chciałam dodać wpis trochę inny.
Wszyscy piszą, jak niecierpliwie czekają na dzień P. I jak jest fantastycznie i jakie to spełnienie marzeń. I ja oczywiście temu nie zaprzeczam, ale chciałam ująć inny aspekt. Taki, w którym próbuje się dopiąć wszystko na ostatnią chwilę a ciagle coś nie działa. I o tym, że każdy z nas marzy, żeby wszystko było piękne, lśniące i dopracowane. A rzeczywistość to brakujące meble, ciągły bajzel i brak czasu. Rzeczywistość jest też taka, że przeprowadzałam się bez mojej drugiej połówki, która pracuje (i niestety musimy, skoro mamy takie zobowiazanie). W związku z tym nie do końca się spakowałam, denerwowałam się też, czy ekipa o mnie nie zapomniała i co jeszcze muszę załatwić. Mniejszy problem to, że jak już usiadłam na swojej starej kanapie stwierdziłam, że stare meble totalnie nie pasują do nowego wyobrażenia. Nie do końca dokończona łazienka cieszy mnie oczywiście, ale wcale nie jest tak do końca fajnie bez szyby prysznicowej.
No i kolejna sprawa. Mega cisza. Na razie chyba mi przeszkadza biorąc pod uwagę, w jakim ruchu jestem. Ale może z czasem zadziała na mnie dobrze psychicznie.
Ale tytuł był "oswoić dom". Z braku sił nie posprzątałam od razu, będę to robić spokojnie i etapami. Wyjęłam tylko swoje "prezenty" - zamówienia i tak naprawdę wreszcie usiadłam.
Dzisiaj zaczęłam oswajać dom. Nie przez sprzątanie i układanie, ale ...ugotowałam sobie jedzenie. po tygodniu ganiania prawie bez jedzenia był to najlepszy pomysł, aby poczuć się jak w domu. Oczywiście szukając przypraw, akcesoriów, sztućców i takich tam. I w ten sposób zaczął się proces. A sprzątanie poczeka...najpierw musze poczuć, ze jestem tu gdzie trzeba. Myślę, że w pełni będzie to możliwe, jak przyjedzie druga połówka.
Ze śmiesznych rzeczy...mieszkanie pół na budowie powoduje, że rano panowie od bruku machali mi na przywitanie, gdy piłam kawę...no cóż, przynajmniej w dzień nie jest tak cicho jak w nocy.